25 października 1965 roku, w Skwierzynie, nad rzeką Obrą, miało miejsce zdarzenie, które na zawsze pozostanie w pamięci mieszkańców oraz rodzin ofiar. Katastrofa drogowa, w której zginęło 15 osób, w tym 5-letnia dziewczynka, zaskoczyła nie tylko lokalną społeczność, ale miała także szersze społeczne reperkusje. Ta tragedia ujawnia liczne zaniedbania dotyczące bezpieczeństwa na drogach i nadzorowania remontów.
Autobus marki Leyland, który wyjechał z Londynu i zmierzał do Poznania, przekroczył granicę polsko-niemiecką w Świecku o godz. 19.45. Kierowca, z Holandii, postanowił zmienić trasę, co doprowadziło do tragicznego zderzenia z ciężarówką. Pomimo obowiązującego ruchu wahadłowego i ograniczenia prędkości do 30 km/h, mężczyzna zignorował przepisy i znalazł się na niewłaściwym pasie drogi.
Nadchodzący z przeciwka kierowca ciężarówki marki Star próbował hamować, jednak nie zdołał uniknąć zderzenia. Na szczęście, udało mu się opuścić pojazd w ostatniej chwili, ratując swoje życie. Autobus, po zderzeniu, spadł z mostu nad Obrą, przerywając bariery i lądując w rzece.
Chaos i ratunek
O godzinie 21.20 wydarzyła się katastrofa, w której zginęło 14 osób, a wiele innych odniosło poważne obrażenia. Jak relacjonowali reporterzy „Gazety Zielonogórskiej”, nocna tragedia przyciągnęła uwagę przejeżdżających kierowców z Gorzowa i Skwierzyny, którzy usłyszeli przerażające krzyki ofiar. Wszyscy natychmiast ruszyli na pomoc, przewożąc rannych do najbliższego szpitala w Skwierzynie.
Jednak nie każdy miał takie szczęście. Niektórzy pasażerowie zostali przygnieceni przez bagaże i innych podróżujących. W szpitalu zmarła kolejna osoba, co ostatecznie podniosło liczbę ofiar do 15. Wśród nich znajdowała się 5-letnia dziewczynka, której ciało zostało porwane przez nurt rzeki i odnaleziono dopiero po pięciu miesiącach.
Śledztwo i konsekwencje
Po wypadku, na miejscu wydarzeń zadziałały służby oraz prokuratura, która zajęła się wyjaśnieniem okoliczności tragedii. Prokurator Stanisław Fąfera, komentując zdarzenie, przyznał, że wielu pasażerów zmarło w wyniku utonięcia, a nie obrażeń po upadku. Autobus spadł w sposób, który utworzył tamę, czego skutkiem było spiętrzenie wody.
W wyniku dochodzenia ustalono, że holenderski kierowca był trzeźwy i został aresztowany na dwa miesiące, jednak nie stawił się na żadnej rozprawie, gdyż jego sprawa została umorzona. Skazano natomiast na karę więzienia w zawieszeniu trzech pracowników Rejonu Eksploatacji Dróg Publicznych w Gorzowie, którzy nieprawidłowo oznakowali drogę.
Pamięć o tragedii
W marcu 2024 roku, w miejscu dawnej katastrofy z 1965 r. postawiono tablicę upamiętniającą wydarzenia oraz ofiary. Uroczystość zgromadziła osoby, które brały udział w akcji ratunkowej, przypominając o tragicznych momentach i niesieniu pomocy, które miały miejsce tamtej nocy.
Ta tragedia skłania do refleksji nad bezpieczeństwem drogowych oraz odpowiedzialnością kierowców i instytucji zajmujących się infrastrukturą drogową. Wciąż pozostaje pytanie, co zrobić, aby podobne wypadki nie miały miejsca w przyszłości i jak zapewnić bezpieczeństwo zarówno kierowcom, jak i pieszym.